ROZDZIAŁ
1
EMILLY
POV:
-Ja
nigdzie nie jade! Nie mozesz mnie do tego zmusić!-wykrzyczałam
wściekła.
-Emilly,
proszę uspokój się. Wszystko jest już postanowione i koniec tej
kłótni. Krzykiem nic nie załatwisz-powiedziała spokojnie mama.
Jak ona może decydowaa za mnie?! Mam jechać na obóz. Nigdy w
życiu.
-NIE!!!-
nie mogłam już tego wytrzymać.
-Może
wreszcie znormalniejesz...-to co właśnie powiedziała bardzo
zabolało. Przecież wie w jakiej jestem sytuacji. Ja nigdy nie będę
normalna. Nigdy nie będę taka jak ona chce. Nigdy nie będę
idealna. Nic nie odpowiedziałam tylko wyszłam z kuchni i pobiegłam
do swojego pokoju. Usiadłam na parapecie. Skuliłam się ze
słuchawkami w uszach i telefonem w ręku. Po moim policzku spłynęła
łza z bezsilności.
-Jestem
do niczego-powiedziałam sama do siebie. Po części rozumiem moją
rodzicielke. Sama nie chciałavym mieć takiej córki. Do końca
swojego życia będę bezużyteczna. Siedziałam tak jakiś czas.
Zaczęło się ściemniać. Na telefonie zobaczyłam, która jest
godzina. 20:34.
Po jutrze wyjeżdżam na obóz dla osób zamkniętych w sobie. Super.
Po
10
minutach poszłam do łazienki. Zmyłam makijaż, wzięłam prysznic
i umyłam włosy. Po odświeżeniu się i wysuszeniu włosów
przebrałam się w piżamę. Usiadłam na łóżku i przypomniały mi
się słowa mojej mamy: ” Może wreszcie znormalniejesz”. Ponownie
łza spłynęła po moim policzku. Wytarłam ją i położyłam się.
Po sprawdzeniu facebooka, twittera, instagrama i tumblra zdjęłam
okulary przeciwsłoneczne. Tak, dobrze przeczytałeś okulary
przeciwsłoneczne, nosze je zawsze, nawet wtedy, gdy jest ciemno lub
pada deszcz i jest pochmurnie. Nikt nie wie, że nie są to zwykłe
okulary chroniące przed słońcem. W moim życiu odgrywają dość
ważną role. Mimo tego, że jestem dość zamknięta w sobie i nie
miałam prawdziwych przyjaciół ani nawet osób z którymi utrzymuje
kontakty mam dużo znajomych na tych portalach. Oni kojarzą mnie z
wyglądu lub właśnie z powodu tych okularów. Uważają mnie za
dziwną osobę lecz ja staram się tym nie przejmować. Leżąc i
rozmyślając nie spostrzegłam się kiedy zasnęłam.
Następnego
dnia obudziłam się w południe. Przez pół godziny myślałam
jeszcze o obozie, słowach mamy i o tym czy nie powinnam uciec.
Jednak stwierdziłam, że uciekając nie pozbędę się problemu.
Wstałam i tradycyjnie jak każdego ranka założyłam moje okulary.
Z telefonem w ręku i słuchawkami w uszach zeszłam po schodach na
dół. Mamy nie było. Nie przejęłam się tym zbytnio. Na lodówce
wisiała karteczka a na niej było napisane:
Pojechałam
do babci. Wrócę około 19.
Mama.
Wyrzuciłam
papierek do kosza i zabrałam się za przygotowanie śniadania o ile
o 13 można nazwać to jeszcze śniadaniem. No nic. Wyjęłam z
lodówki mleko, z szafki obok moje ulubione płatki i miskę. Z
gotowym posiłkiem udałam się do salonu. Usiadłam na kanapie i
słuchając mojego ulubionego zespołu zajadałam się płatkami. Po
skończeniu odniosłam brudne naczynie do kuchni i włożyłam je do
zmywarki. Poszłam się przebrać. Poszłam do pokoju i wybrałam
strój. Czarne, krótkie spodenki z ćwiekami przy kieszeniach i
zwykły czarny t-shirt. Weszłam do łazienki, zdjęłam okulary i
przemyłam twarz po czym znowu je założyłam. Umyłam zęby i
przebrałam się w zestaw, który wcześniej wybrałam. Rozczesałam
włosy. Lekko falowane zostawiłam rozpuszczone. Wróciłam do pokoju
i do tylnej kieszeni spodenek włożyłam mały zeszyt z długopisem
bez który nigdzie się nie ruszam. Chwyciłam deskorolkę Tak jak
bez zeszytu, jak bez niej, telefonu i słuchawek nie wychodzę domu.
Tak jak zawsze ze słuchawkami w uszach zeszłam na dół i założyłam
czarne, krótkie conversy. Wyszłam z domu i zamknęłam drzwi.
Pojechałam wzdłuż ulicy nucąc piosenki z Mojej
Playlisty. Przez
dłuższy czas jeździłam bez celu. Postanowiłam, że pojade do
parku, który widać z okna mojego pokoju. Gdy zbliżałam się do
jednej z alejek dostrzegłam grupke osób mniej więcej w moim wieku.
Śmieją się. Są szcześliwi. Nie to co ja. Nie znam ich. Jeden z
chłopaków tam siedzących także mnie zobaczył. Zaczął mówić coś
do pozostałych, a oni spojrzeli. się na mnie. Postanowiłam
przejechać obok nich obojętnie. Pomyślałam, że usiąde na ławce,
która znajduje się nieco dalej, ale to nie jest problem. Z
rozmyślań wyrwał mnie krzyk prawdopodobnie tego chłopaka. Nie
przejęłam się tym i jechałam do mojego celu. Pewnie był to
komentarz dotyczący moich okularów, ponieważ zbierało się na
deszcz. Bez zastanowienia pokazałam mu środkowy palec. W tym
momencie zaczął padać deszcz. Super. Teraz jeszcze tylko
brakowało, żebym była mokra. Zrezygnowałam z siedzenia na ławce,
która i tak pewnie jest już mokra, ponieważ pada coraz bardziej.
Pojechałam do najbliższej kawiarni. Na szczeście miałam ze sobą
pieniądze i mogłam kupić sobie kawe i jakieś ciastko. Wchodząc
do środka wzięłam deskorolke w reke i podeszłam do lady.
Poprosiłam o latte i rogalika z czekoladą. Zapłaciłam i czekałam
na to co zamówiłam. Po kilku minutach dostałam to na co czekałam.
Pod pachą miałam deskorolke, w jednym reku kawe akurat musieli dać
ją na spodku tak jak rogalika, którego miałam w drugim reku. Nie
było łatwo zanieść to do stolika, który był w samym kącie
kawiarenki. Gdy byłam kilka metrów od mojego celu podszedł do mnie
chlopak i zapytał:
-Pomóc Ci?-uśmiechnął
się przyjażnie. Nie byłam w nastroju.
-Odpierdol
się-powiedziałam oschle i wtminęłam go. Nie dał mi spokoju i
poszedł za mną do stolika.
-Dlaczego masz okulary
przeciwsłoneczne? Pada deszcz-znam go nie całe pięć minut, a tak
mnie wkurza, że nie wytrzymam.
-Nie
twój interes-odpowiedziałam. Nie lubie, gdy ktoś o nie pyta.
-Ktoś
tu wstał lewą nogą...-próbował zażartować.
-Odpierdolisz się ode
mnie?!-wykrzyczałam na cały głos.
-Spokojnie. Nie chciałem
Cię wkurzyć.
-Ojej
jaka szkoda. Udało Ci się- powiedziałam teatralnie.
-Dobra już sobie ide. Do
zobacznie.
-Nigdy w
życiu-powiedziałam pół głosem.
-Co?
-Odpiewdol się-pokazałam
mu środkowy palec. To już druga osoba w tym dniu. Nareszcie mnie
zostawił. Zaczełam jeść rogalika i pić kawe. Po chwili
usłyszałam, że dostałam wiadomość od...mamy. Czego ona chce?
Otworzyłam ją.
Wszystko
ok?
Od
kiedy ona się tak interesuje. Nic nie odpisałam tylko odłożyłam
telefon na stolik i w spokoju kończyłam rozkoszować się smakiem
kawy. Po jakimś czasi do kawiarni wszedła chlopak. Nie zwróciłam
na niego zbyt dużej uwagi lecz zauważyłam, że ma dużo tatuaży.
Miał koszulke bez rekawów więc jego ręce były odsłoniete. Jeden
tatuaż przykuł moją uwage bardziej niż wszystkie. Chlopak akurat
usiadł przy stoliku obok więc miałam dość dobry widok na dużego
motyla na jego ramienu. Wyjęłam zeszyt z kieszeni i wpadłam w
trans. Zaczełam kreślić krztałty. Gdy już miałam kończyć
zadzwonił mój telefon. Wyrwał mnie z transu, który trwał
zaledwie 10 minut. Mama. Znowu? To do niej nie jest podobne. Najpierw
wiadomość teraz dzwoni. Dziwne. Odebrałam.
-Halo?
-Córeczko, gdzie
jesteś?-jakoś dziwnie się zachowywała. Nigdy nie słyszałam,
żeby tak do mnie mówiła. Może jak byłam mała, ale ty było
dawno. W jej głosie można było wyczuć troske czy zmartwienie.
Nowość.
-O
co chodzi?-odpowiedziałam oschle pytaniem.
-Jest
już 19, a Ciebie nie ma w domu, nie jesteś spa...-nie dałam jej
dokończyć. Przewróciłam oczami.
-Spokojnie już
wracam-powiedziałam i się rozłączyłam. Czyli jej chodzi o to, że
się nie spakowałam. Ona chce się mnie pozbyć. To dlatego teraz
taka jest. Chce mieć pewność, że tam pojade.
Suka.
Ups.
Wzięłam
swoje rzeczy, wstałąm i chciałam wyjść z kawiarni, ale coś , a
raczej ktoś mnie zatrzymał. Złapał mnie za nadgarstek. O nie to
znou on. Czego on chce? Nie rozumie słów odpierdol
się? Boże, proszę daj mi
większą cierpliwość albo mu coś zrób. Proszę. Myślałm lecz
wiedziałam, ze to i tak nic nie da.
-Czego ty znowu ode mnie
chcesz?! Nie rozumiesz, że masz nie ode mnie odpierdolić?!-byłam
wściekła.
-No
tak...Myślałem, że zmienisz zdanie-powiedział zrezygnowany. Nadal
trzymał mnie za nadgarstek.
-Możesz mnie
póścić?-zapytałam troche łagodniej.
-A
no tak, przepraszam.
-Dziękuje-powiedziałami
teatralnie się uśmiechnęłam. Chciałam już wychodzić, ale znowu
mnie zatrzymał łapiąc mnie za ramię.
-Co
znou chcesz?-już nie mam siły do tego człowieka.
-Może...dasz mi...swój
numer?-zapytał niepewnie. Ta jeszcze czego.
-Nawet nie wiem jak masz
na imię.
-Ojej
przepraszam, Luke-uśmiechnął się i wyciągnął do mnie ręke.
-Emilly.
-Ładne imię. To co dasz
mi swój numer?
-No... nie wiem-nie byłam
pewna czy dać mu ten numer.
-Proooosze-wyszczerzył
się do mnie.
-No
dobra-przewróciłam oczami-ale mam jedno pytanie-skinął głową na
znak, abym mówiła-dlaczego Ci tak zależy? Nawet mnie nie znasz.
-Jesteś najpiekniejszą
dziewczyną jaką kiedykolwiek widziałem. Grzechem było by nie
zagadać. Bardzo chciałbym Cie poznać-po prostu mnie zatkało.
Żaden chłopak nigdy mi czegoś takiego nie powiedział.
Zaczerwieniłam się. Nie wiedziałam co powiedzieć.
-Daj
mi swój telefon. Zapisze Ci-podał mi telefon, a ja zapisałam mój
numer.
-Dzięki-uśmiechnął
się i w końcu dał i wyjść z kawiarni.
Po
10 minutach byłam pod moim domem. Weszłam na ganek, podeszłam do
drzwi, otworzyłam je i weszłam. Myślałam, że mama będzie mnie
pytać gdzie byłam i tego typu rzeczy, ale ona nawet nie zauważyła,
że przyszłam. Nie przejęłąm się tym. Zdjęłąm trampki i z
deskorolką w ręce poszłam kuchni. Z lodówki wzięłąm jogurt
pitny. Nie odzywałaam się. Gdy wchodziła po schodach usłyszałam,
że mama coś mówi.
-Spakuj się!- no jasne.
Co innego mogła powiedzieć.
Suka.
Ojej
wymskneło mi się.
Weszłam
do pokoju, zamknęłam drzwi, odłożyłam deske na podłoge, a mój
zeszyt na szawke nocną. Spod łóżka wyjęłam średnią, czarną
walizke. Zaczełam pakować ubrania. Bluzki na ramiączka, z krótkimi
i długimi rękawami, krótkie spodenki, długie spodnie, leginsy,
najróżniejsze bluzy, rajstopy, spódnice, skarpetki, bielizna ,
kostium kompielowy oczywiście czarny. Pomiedzy ubraniia włożyłąm
moją wcześniej wyczyszczoną deskorolke. Wzięłąm też szare
trampki i czarne czółenka. Nie wiem po co je wzięłam. Tak na
wszelki wypadek. Z szafki w łazience wyjęłam kosmetyczke.
Spakowalam kosmetyki, żel do mycia ciała, szampon do wlosów,
odżywke, lakier do paznokci, oczywiście czarny, pilnik do paznokci,
szczotke do włosów, paste do zębów, szczoteczke,jakieś wsówki,
gumki do włosów, krem do opalania, tampony i jeszcze kilka mniej
istotnych rzeczy. W końcu będę tam całe dwa miesiące. Odłożyłam
ją na półke, ponieważ jeszcze dzisiaj będę używać niektórych
rzeczy. Z szafy wyjęłam moją ulubioną czarną torbe. Posłuży
jako bagaż podręczny. Włożyłam do niej obowiązkowo mój zeszyt.
Ładowarke do telefonu, małą kosmetyczke, w której jest tusz do
żęs, podkład, puder, błyszczyk bezbarwny, czarna kredk, cienie
tego samego koloru(mimo tego, że nosze te okulary maluje oczy na
czarno), bordową szminke i korektor. Spakowałam też książke
„Pretty Little Liars bezlitosne” jest to 10-ta częćś. Kocham
te książki. Są wspaniałe. Do torby włożyłam też husteczki
higieniczne, portwel, małe lusterko, dezodorant, małą szczotke do
włosów(tak na wszelki wypadek),muszę jeszcze wziąć coś do
jedzenia.
-Pójde do sklepu, tak to
dobry pomysł-powiedziałam sama do siebie i wziełam telefon,
słuchawki, notes z długopisem no i muszę jeszcze wygrzebać
deskorolke z walizki.
Ugh.
Znowu
będę musiała ją czyścić. No nic. Trudno się mówi. Zbiegłam
po schodach i na zagarku zobaczyłam, że jest 20:38. muszę się
pospieszyć bo do spożywczaka to jakieś kilkanaście minut drogi
jak będę jechala. Sklep zamykają o 22. okej, zdąże.
-Mamo, ide do
sklepu!-krzyknęłam, gdy zakładałam buty.
-Po
co?-z kuchni wyłoniła się mama.
-Po
coś do jedzenia na droge-powiedziałam jakby było to oczywiste.
-Acha...masz- wreczyła
mi 10 funtów, które wyjęłą z portwela.
-Dzięki.
-Uważaj na
siebie-powiedziała, gdzy wychodziłam.
-Mhm,
ta...-od kiedy on się tak martwi. Pierwszy raz tak się zachowuje.
Z
ręką na sercu, przysiegam. Chyba jej bardzo zależy, abym pojechała
na ten obóz. Nareszcie pozbedzie się najwiekszego cieżaru. Droga
minęła mi dość dobrze. Dojechałam do sklepu i wzięłam
deskorolke w ręke. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Nie jest
to duży sklep. Od razu skierowłam się do półek z pieczywem.
Wzięłąm drożdżówke i rogalika z czekoladą. Potem poszłam do
półek z napojami. Wybrałam wode i sok pożeczkowy, który
uwielbiam. Następnie skierowałam się do miejsca, gdzie były
słodycze. Wzięłam pudełko z ciastkami oreo, żelki i czekolade
truskawkową. Z zakupami udałam się do kasy.
-Dobry wieczór-przywitała
się sprzedawczyni miło się usmiechając.
-Dobry-odpowiedziałam
obojętnie. Przy kasie leżały jeszcze sittlesy i
m&m-sy
więc dodałam je do listy zakupów. Zapłaciłam i nic nie mówiąc
wyszłam. Sprawdziłam na telefonie, która jest godzina. 21:16. O
21:30 byłam pod domem. Otworzyłam drzwi, weszłam, zdjęłam buty i
pośpiesznym krokim skierowałam się do mojego pokoju. Zakupy
włożyłam do torby. Wyczyściłam deskorolke i zrobiłam wieczorną
toalete. Położyłam się na łóżku i myślałam o jutrzejszym
dniu. Nie chce tam jechać, ale muszę. Nie mam wyjścia. Po godzinie
zasnęłam.
Rano
obudził mnie budzi, który ustawiłam poprzedniego dnia. Jest 6
rano. Ja nigdy tak nie wstaje tym bardziej w wakacje. Po pół
godzinie wstałam i założyłam okulary tak jak zawsze. Poszłam do
łazienki, wzięłam prysznic,umyłam zęby i twarz, nałożyłąm
make-up, rozczesałam włosy, które zostawiłam rozpuszczone po czym
przebrałam się. Założyłam czarną bokserke, krotkie, czarne
spodenki podobne do tych co miałam poprzedniego dnia, rajstopy
takiego samego koloru co cały strój i bardzo cienki sweter także w
tym samym kolorze. Po zrobieniu wszystkiego co musiałam zrobić w
łazience wyszłam z niej zabierając ze sobą kosmetyczke. Włożyłam
ją do walizki. Zapięłąm ją i zniosłam na dół. Mama już
krzątała się po kuchni. Zobaczyłam, że jest 7:13. Mam jeszcze 17
minut zanim przyjedzie autobus, który zabierze mnie na te
przecudowne wakacje. Pomyślałam z sarkazmem. Wróciłam do pokoju.
Ze stolika nocnego wzięłam mój zeszyt z długopisem, który
schowałam do tylnej kieszeni spodenek, telefon ze słuchawkami,
które włożyłam od razu do uszu i usłyszałam muzyke wciskając
przycisk play. Podeszłam do biórka i wzięłam torbe, która
na nim leżała. Rozejrzałam się jeszcze po pokoju, aby zobaczyć
czy o czymś nie zapomniałam. No jasne. Jogurt. Stał tu przez całą
noc. Włoże go do lodówki i wezme sobie nowy. Tak jak pomyślałam
tak zrobiłam. Zeszłam na dół i wykonałam tą czynność po czym
z torby wyjęłam drożdżówke, którą wczoraj kupiłam i zaczełam
ją jeść i popijać ją jogurtem. Strasznie chce mi się spać. Mam
jeszcze jakieś 10 minut więc zrobie sobie kawe. Tak zrobiłam po
czym wlałam ją do termosu. Zobaczyłam, że zaraz będzie autobus o
czy wcześniej przypomniała mi moja kochana rodzicielka.
Przewróciłam oczami, założyłam czarne conversy. Od niechcenia
pożegnałam się z mamą, która była bardzo szcześliwa, że się
mnie pozbyła na dwa miesiące. Wyszłam z domu i zobaczyłam
podjeżdżający autobus. Zatrzymał się, drzwi się otworzyły.
Wysiadł z nich pan, który chwycił mój bagarz i powiedział, abym
wsiadała, a on się zajmie moją walizką. Usmiechnął się do
mnie, ale nie odwzajemniłam go. Wsiadłam i przywitała mnie
dziewczyna z długimi bląd włosami. Ma na imię Margareth.
Zobaczyłam, że nie ma zbyt wiele osób. Jakieś osoby siedzące
same i grupka śmiejąca się. Dziwne. Myślałam, że będą tu
osoby takie jak ja. No trudno pomyliłam się. Usiadłam tam gdzie
były wolne dwa miejsca. Wolałam siedzieć sama. Słuchając muzyki
i pijąc kawe, którą zrobiłam przed wyjściem zasnęłam.
-Ej,
obudz się-usłyszałam czyjś głos. Na pewno nalożał do
mężczyzny-halo, obudz się.
-Odpierdol
się-powiedziałam zaspana.
-Spokojnie, jest postój,
tak jakby co.
-Wal
sie- nie mam ochoty nigdzie iść. Chce spać.
-Okej. Powiem, żeby
zmknęli Cie w autokarze.
-Dobra ide,
już-powiedziałam zaspana. Wzięłąm torebke i wyszłam z autobusu.
Było dość dużo osób. Na pewno więcej niż jak wsiadałam.
Poszłam do łazienki po czym wróciłam i stanęłąm przy
krawężniku. Był tam piekny widok, cudowny. Chciałam wyjąć
zeszyt i narysować to, ale ktoś do mnie krzyknął. To ten sam
chłopak, który mnie obudził. Przewróciłam oczami i zobaczyłam,
że wszyscy wsiadają do autobusu. Poszłam w tamtym kierunku.
-Dziekuje mi się należy,
gdyby nie ja zostałabyś tu-powiedział mulat, którego wcześniej
poznałam.
-Ta
jeszcze czego, odpierdil się ode mnie-powiedziałam oschle. Już nic
się nie odezwał. Po godzinie nudnej drogi dotarliśmy na miejsce.
Na szczeście w autobusie jest wi-fi więc może taka nudna to ona
nie była, ale dobra. Gdy wszyscy opuścili autobus zaczełam się
zbierac. Nie lubie się przepychać. Spokojnie wysiadłam z
autobusu.
No
to jestm.
Av i Al :)